sobota, 16 marca 2019

"Ona nie Bella, uczy się życia bez Bestii"

24 lipca 2018

Chciałam spojrzeć na niego inaczej. Wiedziałam, że muszę uważać i trzymać się w bezpiecznej odległości. W innym wypadku pewnie znów skończyłabym beznadziejnie zakochana z nadzieją na wielką miłość. Więc po prostu patrzyłam. Przyglądałam się. I zobaczyłam. 

Zrobił się dziwny. Trochę się popisywał, próbował zaimponować, zaczepiał wszystkie dziewczyny. Jednocześnie był uroczy i zabawny. Był sobą, taki jak zawsze. Cały czas żartował, bez przerwy się śmiał, pyskował do nauczycieli i starał się, żeby nigdy nie było nudno. Zresztą, nawet nie musiał się starać, z nim po prostu nie dało się nudzić. Czasami miałam ochotę strzelić się w czoło kiedy słuchałam jego głupot, ale było w nich coś co kazało mi go za nie lubić. 

W końcu jednak zdecydowałam - musisz odpuścić, zanim będzie za późno. Nie wierzyłam w to, że mógłby zainteresować się mną na serio, tak żeby może się spotkać i poznać się od mniej "szkolnej" strony. Nie dawałam sobie szans, a widząc jego zainteresowanie innymi dziewczynami po prostu zamknęłam te drzwi na klucz, który potem dobrze ukryłam. 

Aż w końcu nadeszło jakieś dziwne bum. Napisał. Nie przejęłam się zbytnio, wręcz zirytowałam się sposobem w jaki ze mną pisał. Zupełnie tak jakbym była jedną z dziewczyn na liście. Jakby po prostu chciał sprawdzić czy jestem w ogóle godna jego uwagi. Był taki pewny siebie. Chyba trochę się zdziwił kiedy odpowiedziałam "nie" na jego pytanie, czy chciałabym się z nim umówić. 

Napisałam mu wtedy, że kiedy mi zależało on nie zwracał na mnie uwagi. Stwierdził, że szkoda, że się spóźnił, bo jemu też zależy. Nie mogłam spać tamtej nocy. 
Nie odzywał się do mnie przez następne dwa dni, a w szkole unikał mnie jak ognia. Szczerze mówiąc chyba byłam po prostu zła, bo najwyraźniej chciał sprawić, żebym poczuła się winna. Napisałam do niego po szkole.


"Dlaczego jesteś na mnie zły?
Nie jestem zły, tylko mi głupio
Bo się z tobą nie umówiłam, czy jak?
Nie
Bo zrozumiałem, że latałem za dziewczynami 
jak głupi, a tą na której naprawdę mi zależało
miałem pod nosem
Ale teraz jest już za późno
...
Być może nie jest"

Kiedy to pisałam siedziałam w autobusie powrotnym do domu, ze szkoły. Ucieszyłam się jak głupia, mimo że przecież coś sobie obiecałam. 

I tak to się zaczęło. Zaczął do mnie pisać, codziennie, czasami nawet przez cały dzień. Znalazł ten pieprzony klucz i tak po prostu otworzył sobie nim drzwi, które wcześniej udało mi się zamknąć. A może zwyczajnie się włamał?

Któregoś dnia zaproponował spotkanie. Na początku nawet nie miałam zamiaru tego rozważać, ale z upływem kilku dni uległam. Przyszłam, pobawiłam się z jego znajomymi, pośmialiśmy się. Było fajnie. Naprawdę fajnie. 

Czas mijał, rozpędzał się coraz szybciej, a my zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej i bardziej. Aż w końcu nadszedł grudzień, trzy miesiące po tych wszystkich zdarzeniach opisanych wyżej i jeden w miarę słoneczny jak na grudzień dzień. Byliśmy wszyscy razem, całą ekipą, ale ekipa wsiadła na rowery i zostawiła mnie samą. No, prawie samą. Nie tylko ja nie miałam roweru. Teraz wiem, że cała akcja od początku była zaplanowana. 

Zostaliśmy sami a jak to w takiej dwuosobowej samotności bywa, zrobiło się gorąco i blisko. I tak właśnie się zaczął. Mój pierwszy poważny związek. No, i pierwszy tak w ogóle. 

Chciałabym powiedzieć, że było cudownie jak w bajce i że nasza miłość była wielka jak cały wszechświat. Nie powiem tak, bo nie ma sensu kłamać. Było dziwnie schematycznie. Na samym początku oczywiście było trochę niezręcznie, chociaż potrafiliśmy siedzieć ze sobą naprawdę długo i cisza mijała wtedy po kilku minutach. Bywały chwile kiedy czułam się po prostu szczęśliwa, kiedy przytulał mnie i całował w czoło, i zawsze mówił, że jest obok. Dzisiaj wiem, że być może byłam zbyt ostrożna. Chyba trochę przeraziłam się tym co się stało i chyba trochę bałam się zakochać. Albo trochę bardziej niż trochę. 

Widziałam jak bardzo się starał, ale nadal miałam w sobie okropną blokadę, która nie pozwalała mi się otworzyć, nawet odrobinę bardziej. Nie do końca wiem jak to wyjaśnić i opisać, żeby było w miarę zrozumiale. Uwielbiałam tego chłopaka za nieskończoną ilość rzeczy, ale wciąż nie potrafiłam zrozumieć za co on lubi mnie. Być może powinnam mu bardziej zaufać właśnie w tamtej chwili, bo być może dzisiaj nie wyglądałoby to tak jak wygląda. Ale tylko być może.

Czas leciał, nadal w przód i nadal szybko jak wiatr, a pan X zaczął zauważać jak ciężko jest przy mnie być. Zauważył jak ciężko jest rozumieć mnie i to co siedzi mi w głowie. A mnie zaczęło to boleć. 

Patrząc na to z tego miejsca, w którym teraz jestem wiem, że to ja raniłam bardziej go niż on mnie, tak jak wtedy o tym myślałam. Wiem, że gdybym to i to zrobiła inaczej, a tu nie zrobiła tego i tego mogłoby to pójść w lepszą stronę. Ale zrobiłam to co zrobiłam i powiedziałam to, co powiedziałam. I on tak samo.

Minęła zima, potem wiosna. Minęły święta, jedne i drugie, potem okres wycieczek i tworzenia ostatnich wspomnień ze starą klasą. Minął rok szkolny, nadeszły wakacje. 

Pamiętam jak któregoś dnia, szanowny pan X, napisał do mnie w środku nocy. Pamiętam jak bardzo mnie wtedy kochał i jak często musiał to wstukiwać w klawiaturę swojego telefonu. I pamiętam jak bardzo mnie wtedy zabolało, kiedy nie potrafił odpowiedzieć na jedno, z pozoru proste pytanie jakie mu zadałam. 

Za co?

Teraz wiem, że tak naprawdę on nigdy mnie nie kochał. Nie lubił niczego we mnie na tyle mocno, żeby to pokochać. Kochał jedynie to jak wyglądam i to jak wyglądaliśmy razem.

Byliśmy ze sobą pół roku. Dorośli mówią, że to i tak długo jak na takich gówniarzy. Rówieśnicy zawsze otwierają szerzej oczy, kiedy im o tym mówię, odpowiadając na ich pytanie. Czy dla mnie to było długo? Raczej jak pstryknięcie z palców. 

Zakochanie mija. To tylko taka faza przejściowa z zauroczenia do miłości. Lub śmierci. Śmierci uczucia, oczywiście. Więc właśnie mniej więcej tak to wyglądało, chociaż boli mnie coś w środku kiedy myślę o tym w taki sposób.

Moja faza przejściowa minęła i w końcu potrafiłam spojrzeć w jego najpiękniejsze zielone oczy i powiedzieć te dwa, niby banalne słowa. Jego zakochanie również minęło. Jego "kocham cię" umarło razem z nim. 

Czy żałuję? Co dziwne, nie potrafię ani zaprzeczyć, ani potwierdzić. Żałuję pewnych rzeczy, które zrobiłam, i tych których nie zrobiłam również. Żałuję, że nie potrafiłam cieszyć się tym co było i tego, że być może zbyt dużo od nas wymagałam. Ale na pewno nie żałuję tego, że w to weszłam. Nie żałuję, że zaczęliśmy po prostu ze sobą być, bo mimo, że teraz strasznie mi ciężko, to wiem ile się dzięki temu nauczyłam. Oboje jesteśmy tak samo winni, chociaż skupiłam się teraz bardziej na mojej połowie tej winy. Z każdego błędu wyciągnę lekcję i nie pozwolę sobie popełnić ich znowu. Jesteśmy jeszcze gówniarzami i tak naprawdę nic o byciu dla kogoś nie wiemy. Jakkolwiek źle i głęboko w dupie będę się czuć, wiem że tak jest po prostu lepiej. I dla mnie i dla niego. Muszę się jeszcze tylko z tym pogodzić i pozwolić sobie zostawić to za sobą. 

Jeszcze troszkę mi brakuje.



EDIT 
13 marca 2019

Dzisiaj wiem jak to jest kochać, ale nie być do końca kochanym. Wiem jak to jest, kiedy serce boli tak mocno, że masz wrażenie, że zaraz przestaniesz oddychać. Co ciekawe, przecież nikt mnie nawet nie dotknął, a bolało jakby milion ostrych noży przebiło mnie na wylot. 

Czas mija. Przerażająco szybko i zabiera co mu się podoba, nie pytając o zgodę. Tak często jak wracam do tamtych wspomnień tak bardzo utwierdzam się w przekonaniu, że wszystkie błędy mogą nas wiele nauczyć. Ciężko jest jednak te nauki wprowadzić w życie, kiedy stare rany nadal płoną, a myśli nie dają nam spokoju. 

Jest dobrze. Czasem tylko odrobinę tęsknię, ale nie boli już prawie wcale. Nienawidzę tych wszystkich powiedzonek, ale czas naprawdę leczy. 
Niestety nie ze wszystkiego.

Chyba jestem jeszcze za młoda, żeby rozumieć życie. 


A.

niedziela, 30 września 2018

Będzie dobrze, dzieciaku

Ostatnio spojrzałam na swoje życie zupełnie z boku i bardziej obiektywnie. Zauważyłam mnóstwo dobra i powodów do szczęścia. Rodzina, przyjaciele, dach nad głową, zdrowe ciało i rozum, stabilna sytuacja materialna, możliwość uczenia się i kształtowania swoich umiejętności. Ucieszyłam się, że potrafię zauważyć te rzeczy, ale zaraz potem zadałam sobie pytanie, które zawsze wbija mnie w ziemię i sprawia, że nie potrafię znaleźć dobrej odpowiedzi.


Dlaczego nie jestem szczęśliwa?

Od jakiegoś czasu jest mi ciężko. Naprawdę ciężko. Zauważyłam, że wielu rzeczy strasznie się boję. Najgorzej było przez ostatnie kilka miesięcy. Tak jak każdy człowiek ma swój neutralny humor, kiedy nie jest ani zły, ani smutny, ani szczęśliwy czy podekscytowany, tak moim neutralnym humorem był smutek. Potrafiłam być smutna bez powodu. Mogłabym na palcach jednej dłoni policzyć dni w ostatnim miesiącu kiedy miałam w miarę dobry humor. Dni, w których potrafiłam się uśmiechnąć. 

Nie wiem czy to co czuję ma jakieś znaczenie. Na świecie dzieje się tyle zła, smutek tak szybko i boleśnie zapanowuje nad ludzkimi sercami. Tyle nienawiści i zazdrości krąży między nami, podszeptuje nam do uszu tyle głupich pomysłów. Co w porównaniu z chorobami, przemocą, zabójstwami, przestępstwami albo biedą znaczą moje głupie uczucia?

Ludzie z reguły bagatelizują, próbują mi wmówić, że to nic takiego. Jeśli mają rację to dlaczego tak ciężko mi ze sobą samą? Mój przyjaciel powiedział mi kiedyś: 

"Każdy może mieć zły dzień, ale na pewno nie złe życie".

Być może jest w tym trochę mądrości. Nie mam złego życia. Mam dobre życie, ale nie czuję się w tym życiu dobrze. Chciałabym wiedzieć co mogłoby to zmienić, ale nie umiem tego znaleźć. Nie umiem znaleźć tego czegoś, czego tak bardzo mi brakuje. 

Mam tylko szesnaście lat. Jestem tylko jednym z miliardów ludzi na tym chorym świecie. Co znaczę ja, taka mała, głupia, nieobdarowana niczym szczególnym pośród tych wszystkich ludzi, chodzących po tej Ziemi? Co znaczy to moje małe, głupie zakochanie w porównaniu z miłością osoby, która żegna swoje największe szczęście na cmentarzu, albo sama umiera? 

Kto tak naprawdę mnie kocha?

Dlaczego tak trudno mi o przyjaźń? Dlaczego tak wiele ludzi się ode mnie odwraca?
Co jest ze mną nie tak? Dlaczego czuję, że jestem sama?
Czemu moje słowa to łzy, dlaczego nie potrafię rozmawiać? 

Dlaczego to wszystko jest tak cholernie trudne?

"Ona nie Bella, uczy się życia bez Bestii"

24 lipca 2018 Chciałam spojrzeć na niego inaczej. Wiedziałam, że muszę uważać i trzymać się w bezpiecznej odległości. W innym wypadku pew...